Impreza i morsowanie…

Zastanawiałem się jak reaguje organizm po całonocnej zabawie, w dobrym klubie i jeszcze lepszym towarzystwie. Na odpowiedzi nie trzeba było czekać, nie bacząc na konsekwencje umówionego spotkania Morsów, postanowiłem pobawić się w jednym z Trójmiejskich klubów, wraz z grupą przyjaciół, świadomy tego, że następnego dnia będę morsował.

Imprezę skończyliśmy około 3 rano, szybkim, i nie koniecznie równym krokiem do domu, byle załapać troszkę snu. Pobudka po 9 rano, praca i obowiązki, bo trzeba mieć przecież za co dojechać na spotkanie ;).

Godzina 11:45 dzielnie się stawiam w umówionym miejscu, …będziemy morsować, zerknięcie na parametry pogody, temperatura powietrza -6 st., temperatura wody -1 st. Szybka rozgrzewka, kilometrowy bieg po bulwarze, troszeczkę skłonów, podskoków, wymachów rękami, i zgoda GURU na kąpiel. Bieg do morsówki, bo ten kto pierwszy zrzuci ciuchy i ten pierwszy będzie pływał.

I wreszcie kąpiel. Szybkie wkroczenie w przerębel, którą kolega mors już wcześniej wykuł własnymi rękami i łopatą. Pierwsze wrażenie SZOK… brak powietrza, i zanurzenie aż po samą szyję, i to jest to… adrenalina, euforia, radość aż eksploduje z mojego wnętrza. Gęsta od lodu woda masuje całe ciało, krew szybciej płynie w żyłach, NIE CHCĘ WYCHODZIĆ!!! Ale patrzę na resztę, oni też chcieli to przeżyć, w końcu po to przyszliśmy.

Po wyjściu szybkim krokiem do ciuchów, szybkie ubranie, bo to najważniejsze. Ubrać się zanim organizm zacznie marznąć. I znów rozgrzewka, krótki bieg, parę skłonów, podskoków, i truchtem do samochodu po jakiś gorący płyn. Już nie pamiętam imprezy na której byłem, ale kąpieli tej nie zapomnę nigdy. Refleksja z tego jest taka, że nie istotne co robisz wcześniej bo liczy się tylko ta chwila w wodzie, kiedy zanurzasz się w lodowatej wodzie, a Tobie jest CIEPŁO…